Przeskocz do treści

8

Kiedy to było, że moje posty były ze zdjęciem - daaaawno! Muszę się bardziej postarać o przyniesienie pamięci z aparatu. Na razie z pamięcią mam kiepsko zwłaszcza rano 😉

Wczoraj wraz z uruchomieniem przez Wielce Wielmożnego Karzącego Długo na Siebie Czekać Pana Instalatora pieca w naszym domu powróciło w pełni życie. Zimno jednak nie sprzyja u mnie żadnemu działaniu czy twórczości domowej, działa na mnie jak paraliż. Do tej pory grzaliśmy tylko łazienkę i pokój. Teraz szał ciał normalnie, a rano to było nawet przegięcie, bo 24 stopnie termometr wskazywał. Mała rzecz a cieszy 😉

 

W związku z zakończeniem prac remontowych na pewnym etapie przechodzimy w tryb zasłużonego lenia i jak odzyskamy siły tudzież wenę twórczą to będziemy działać dalej. ALE to tylko tak słodko brzmi, albowiem w październiku musimy koniecznie poczynić zdecydowane kroki w ogrodzie na rok przyszły. Wszak ogród nam się marzy - prawdziwy 🙂

A w przyszłym marzy nam się - no dobra MI, Ony jeszcze niezdecydowany - być właścicielami 2 owiec i kur. O kozach jeszcze myślałam po cichu, ale przerażają mnie szkody przez nie czynione, więc się zastanawiam. Są tu jacyś właściciele kóz i owiec? Muszę się jeszcze wyedukować w tym zakresie. 🙂

I jutro przyniosę zaprezentować filmik, gdzie nagrałam śpiew jaskółek. Cudny koncert zrobiły przed odlotem dwa tygodnie temu! 🙂

I słowo jeszcze o Marcelinie, którą tydzień temu w sobotę ubraną w sukienkę wyprowadziłam na dwór i wróciłam do domu. Nie minęło 5 minut i słyszę jak wkracza po schodach do domu w pełni uśmiechnięta, z rękoma do góry wniesionymi i wysmarowana olejem silnikowym. Widok bezcenny!!  Tylko białka oczu i zęby było widać ;-)))

Najbardziej żałuję, bo zdjęcie nie wyszło.

A tak w ogóle to rozrabia, robi 'brum, brum' i z tatą organizują wyścigi na krzesełka po domu, na wszystko mówi TATA, uwielbia książeczki, zwłaszcza ze zwierzętami, koty w każdej postaci, je ku przerażeniu pań w żłobku i babć jak francuski piesek, piersi za to nie odpuszcza 😉

CUDNA jest 🙂

6

Jesień nadeszła, bardzo w tym roku przeze mnie oczekiwana, bo mam poczucie, że będę miała czas odpocząć i myśli zebrać. Oby nie okazało się to tylko złudzeniem 😉
Bardzo potrzebuję chwili oddechu, zwłaszcza na zebranie i uporządkowanie myśli. Ostatnio świetnie nam wychodzi przebieg niedzieli, gdyż spędzamy go razem nigdzie nie ruszając się z domu. Trudne to było na początku, oj trudne.. teraz miło jest NIC nie robić i pograć w piłkę na przykład 😉

Marcela raczej bez żadnych komplikacji chodzi do żłobka. Ale aklimatyzacja trwa, bo odsypia całymi popołudniami, co dla mnie jest niemiłe, bo w zasadzie jej nie widzę. Smarczy już trzeci tydzień z rzędu, co prawie wychodzi z kataru to przychodzi nowa fala. Life is brutal i jak mój kolega dodaje full of zasadzkas 😉

Po trzech miesiącach czekania od tygodnia nie noszę w miskach wody ciepłej tylko funkcjonuje u nas wreszcie prysznic! I to była ostatnia rzecz, której mi brakowało na nowych włościach. Na ten moment pominę milczeniem dlaczego tak długo to trwało. Muszę poczuć natchnienie do napisania 😉

I wróciłam nawet do robienia zdjęć, bo mi do nich tez natchnienie minęło 😉

4

Jakbym napisała co w jednym czasie się dzieje to pewnie mało kto by uwierzył, więc nie napiszę 😉
Zmęczenie wyłazi ze mnie z każdej strony, marudzę, smutasem pachnę, usycham z pragnienia mieszkania już u siebie. Od listopada się błąkamy pokątnie to Tu, to TAM. Nie wiem czy drugi raz bym dała radę... Wszystko niby jest ok z remontem, idzie do przodu - raz wolniej raz migiem.

Wiem, że sporo z Was czeka na zdjęcia, ale mam problem komunikacyjny - jak nie z netem to z komputera z aparatem. Co już mam wrażenie, że osiągam stan względnej kontroli nad aparatem i zdjęciami to już ją tracę... hehe to nawet już jest zabawne... w zasadzie to osiągnęłam stan pełnej niepewności 😉

Przyznam, że najtrudniej w tej bezdomności znoszę chorobę Marcysi czy jej nowe zęby wychodzące przy 39-40 stopniach (a tak gładko szło do tej pory). Być może stan mego zmęczenia właśnie wynika z tego. Zatem mamy trzy nowe zęby naraz + 1 w drodze + 3,5 dniowy pobyt w szpitalu z wirusem + ZUM z bakterią w tle. Chyba już wyszliśmy na prostą.

Mnie dopadł dodatkowo stresik przed powrotem do pracy. Samego powrotu się nie boję, bo wiem, że mnie zarzucą pracą na wejściu, ale nie chcę zostawiać Marcysi w żłobku (którego jeszcze nie mamy) czy u kogoś tam. Ona jest teraz taka słodka, tak pięknie widać jak się rozwija - oddanie jej to jak pozwolenie na obserwację własnego dziecka innym. 3 tygodnie mi zostały na podjęcie decyzji... jedynym powodem mych rozważań jest kwestia finansowa - czy dalibyśmy radę przeżyć z jednego wynagrodzenia + ew. mojego dorabiania. Modlę się o dobre, mądre decyzje, o spokój serca.

A poza tym czerwiec w tym roku marny był poza kilkoma dniami, oby lipiec był łaskawszy. Od TEJ soboty będziemy RAZEM u siebie mieszkać. Ony już tam mieszka z miesiąc, my trochę weekendami dojeżdżamy z różnych innych zobowiązań. Warunki polowe jeszcze, ale woda jest, toaleta też, gaz z lodówką takoż. Żyć nie umierać 😉
A w sobotę panowie przyjdą kosić część naszych hektarów, już się nie mogę doczekać by trochę piękniejszego terenu zobaczyć. Zrobię zdjęcia dla porównania 😉

Dziś Was odwiedzę, gdyż dostęp do świata netowego przez komputer uzyskałam 🙂

 

Mam nadzieję, że w przyszłym roku u nas też tak będzie 😉