Przeskocz do treści

34

Wiem, wiem zamilkłam i bynajmniej nie dlatego, że Marcelina nam żyć nie daje 😉
Trzy tygodnie minęły błyskawicznie, dziewczę nam urosło i zwiększyło wagę do czterech kilogramów. Je, śpi, a w międzyczasie czasem krzyczy. ALE Marcelinka jest cudna, piękna i wspaniała, bo przede wszystkim daje się mamie wyspać 😉 Budzi się 2-3 razy w nocy. Na krzyk połączony z a' la kolką najlepiej pomaga włączona suszarka do włosów. Piszę a' la kolką, bo chyba nie do końca nią jest, ale zdarza jej się ją trochę męczyć.

Marcelina po narodzinach

Pieluchy wielorazowe spisują się znakomicie i przyznam szczerze, że używając pampersów chyba byśmy szybko ogłosili bankructwo. Czasowo w ciągu dnia to też nie wygląda źle, bo raptem załadowanie i wyładowanie pralki + wieszanie pieluch.

podczas zmiany pieluchy w drodze 🙂

Czas połogu to dla mnie dobry czas, czuję się świetnie, dość szybko dochodzę do siebie, oszczędzam się (co jest trudne, bo tyle rzeczy bym chciała zrobić), staram się dbać o siebie. Myślałam, że moje ADHD w ciąży cierpi, ale TERAZ to dopiero cierpi 😉
Aczkolwiek dwa dni temu uświadomiłam sobie, że dopiero odzyskuję siły, że owszem mam się super, ale nie jest to jeszcze moja pełna sprawność. W sumie jak ją odzyskuję to dopiero widzę moje niedomaganie.
Wróciłam do wagi przedciążowej, a nawet 1 kg schudłam i mam nadzieję, że ta tendencja się utrzyma 😉

ulubiona pozycja 😉

Od piątku 'męczy' mnie moja dezorganizacja czasowo - logistyczna i od jutra zaczynam nad nią pracę, czy raczej nad sobą w nowym rozkładzie. Bo jest nadzieja, że Marcelina mnie nauczy porządku i trzymania się pewnych ram czasowych. Przynajmniej tak się zapowiada, a ja mam nadzieję tego nie zmarnuję.
E.M. (jeśli to czytasz) to bardzo mi tu pasuje powrót do OBOWIĄZKU WIECZORU.
Państwa zapoznam z tą świetną ideą owego obowiązku jak się do niego dokopię jutro 🙂

No i założyłam w międzyczasie kroniki dwie : jedna Marcelinowa, a druga wsiową.
Zatem dopowiem na koniec co na naszej wsi słychać. Ony dzielnie, ciężko i skutecznie pracuje, wprawdzie jeszcze bez spektakularnych efektów, ale i na nie przyjdzie pora. Dom w zasadzie oczyszczony, stodoła w 3/4, działka skoszona w 1/3 części może.
Jedno pomieszczenie, które było najgorsze z powodu wilgoci (a będzie kuchnią) ma już zbity tynk, zerwaną podłogę, wyniesione legary i się suszy 🙂
Koncepcję na całość domu już mamy, jeszcze tylko czekam na potwierdzenie czy można wyburzyć jedną ściankę oraz komin. I można ruszać 🙂

przyszła kuchnia

 

43

Już nudne robi się to czekanie, bo czekamy nadal 😉
Zatem dziś nic o czekaniu nie będzie. Będzie o naszej pierwszej wizycie w naszej, nowej, przyszłej siedzibie, bez towarzystwa dodatkowego, połączonej z zaglądaniem do wszystkich kątów i zakamarków.
Pracę przy domu i ogrodzie mamy zapewnioną, nudy nie będzie. Roboty podstawowej sporo i nie wiem czy zdążymy do zimy. Najpierw myśleliśmy, że tak,
ale dziś po dokładnych oględzinach nie wiemy, bo wszystko zależy od stanu rogu jednej ze ścian. Myślę, że wszystko powinno się wyjaśnić do końca czerwca. Zapał mamy, więc jest nadzieja.
Formalnie jeszcze tylko energetyka nam została do przepisania, a tak już wszystkie papierki mamy. Jesteśmy pełnoprawnymi właścicielami, choć trudno nam samym w to uwierzyć 🙂

Poziom zagracenia pomieszczeń stodoły okazał się dużo mniejszy od naszych przewidywań. Nie ma jakiś wielkich rzeczy do wyrzucenia, trochę starych śmieci, które się posprząta i będzie ok. A tym się trochę martwiliśmy, bo nam się wydawało, że sporo śmieci, starych gratów i innych niepotrzebnych rzeczy będzie.

Trawa i chwasty wyrosły przez miesiąc do pasa! Masakra jakaś!
Dziki bez kwitnie jak oszalały. Znalazłam kilka fajnych krzaczków ozdobnych, kwiatów, róż... ciekawa jestem tym co za stodołą, bo niestety przez zarośla nie dotarłam tam.
Ony ma pierwsze zadanie - wykosić te chaszcze 😉
I ptaki przecudnie świergolą. I pięknie pachnie... ehh zakochałam się 🙂

 

18

Tego posta przymierzałam się napisać od dawna, ale jakoś nie miałam odwagi. Poza tym udostępniłam adres bloga osobom, które krytycznym okiem patrzą na nasz pomysł, więc się wstrzymywałam. Skłoniło to mnie jednak do przemyśleń, ze coś jest nie tak skoro nasze małżeńskie decyzje uzależniamy od innych. Zatem podjęliśmy domową dyskusję, wyciągnęliśmy na wierzch wszystkie nasze lęki, strachy, marzenia, nadzieje i po konsultacji z osobą znającą się na nieruchomościach podjęliśmy decyzję o zakupie domu do remontu z dużym ogrodem czy raczej łąką, która w przyszłości będzie pięknym ogrodem 😉

O dziwo, po podjęciu decyzji, mamy ogromny wewnętrzny spokój i pewność, że robimy dobrze, że to dla nas jest dobre z wielu względów. Sprawa posunęła już się do przodu, dostaliśmy pozytywną decyzję kredytową i prawdopodobnie do końca miesiąca podpisujemy umowę na kredyt i u notariusza.

Sama historia z bankami to niezła jazda, zwłaszcza w moim stanie pomroczności ciążowej. Najbardziej zawiedliśmy się na banku, w którym jesteśmy od kilkunastu lat.

Nasza kraina szczęśliwości stała się realna i bliska realizacji 🙂

 

przyszłe nasze chaszcze 😉