Po pierwsze u mnie poza uczuciowymi zawirowaniami w tę lub tamtą stronę czas leci jakby go ktoś na jakąś korbkę nakręcał.. szybciej, szybciej... wrrr.. zwłaszcza w pracy, no ale czego można się spodziewać w końcu praca to nie wakacje;) 1/12 roku właśnie mija, ustaliłam dziś urlop na cały rok;)
zaczynam w lutym i na tydzień jadę na rekolekcję do moich Zawierzanek, cieszę się jak dziecko... myślę, że jak co nieco przemodlę to mądre rzeczy wybiorę i uczynię:) kończę w lipcu trzema tygodniami:D
Po drugie byłam w sobotę na zabawie karnawałowej inaczej zwanej balem przebierańców, wybawiłam się do 4 rano i ledwo na bolących stópkach doszłam do domciu.. przebrania były świetne i doszłam do wniosku że albo ja się obracam wśród lepszej części ludzi albo ludzie nauczyli się bawić także strojem..
jedynym, ale za to wielkim minusem dla mnie był brak Onego, bo był w pracy:(
Po trzecie mam ogólny odrzut od komputera, internetu i wszelkiej elektroniki... ledwo okiem rzucam na pocztę... za to mam czas na muzykę i książki.. ostatnio czytam namiętnie „Dom nad rozlewiskiem” i „Powroty nad rozlewisko” - rewelacja, bardzo polecam:)