Przeskocz do treści

8

Wdzięczność to słowo, które codziennie od dłuższego już czasu pojawia się na moich wargach i wyłania z każdego zakamarka mojego serca i duszy. Bardzo mi się otwierają oczy na obecność Boga w naszej codzienności. Dostrzegam Jego pomoc, działanie, drobne radości, piękno wokół nas...

A im więcej dziękuję tym więcej dostrzegam za co mogę być wdzięczna,  fajne uczucie, bo maruderstwo poszło w kąt.

za męża najbardziej
za dzieci i że mogę być z nimi w domu
za ogród i chaszcze,
za Różaniec
za odwyk telefoniczny
za jaszczurki, co przychodzą do nas się wygrzewać na słońcu
za bańki mydlane
za koty i ich wygibasy
za jaskółki nad głową
za moją siostrę i jej serce/ręce zawsze gotowe do pomocy
za rysunki Marcysi
za śmiech Józia
za internet

A zaczęło się od tego iż spostrzegłam, że za dużo i za często narzekam, marudzę.
Postanowiłam coś z tym zrobić, więc zaczęłam dziękować 🙂
Polecam!

 

Podzielę się świadectwem o Wojtusiu, tym którym urodził się 1,5 miesiąca temu 🙂
Po 10 dniach od narodzenia nagle w piątek okazało się, że jest chory na fenyloketonurię i musi zostać od razu przewieziony  do szpitala uniwersyteckiego w Poznaniu. Ponadto K. - jego mama - była bardzo osłabiona po cesarskim cięciu i trudno jej było dojść do siebie. Zostali więc w szpitalu, gdzie nie było warunków dla matki po porodzie, a to powodowało, że sytuacja była trudna, a dodatkowo stres związany z informacją o chorobie spowodował, że K. zaczęła tracić pokarm, który był niezbędny by Wojtuś mógł normalnie funkcjonować.
A perspektywa była taka, że będą w szpitalu przynajmniej 3 tygodnie.
Na dzień przyjęcia do szpitala wskaźnik fenyloalaniny (rodzaj białka) był na poziomie ok. 35mg/l, a u zdrowego człowieka jest do 1mg/l. Był więc dużo za duży.
Podjęliśmy modlitwę, zorganizowaliśmy rodzinną nocną Adorację Pana Jezusa, ja poprosiłam tez inne osoby o modlitwę za Wojtusia i jego mamę.
Po tygodniu okazało się, że wskaźnik spadł do poziomu 14mgmg/l! Dziękowaliśmy Panu za ten pierwszy mały cud, bo to był szybki spadek, którego się nikt nie spodziewał i gdyby się utrzymał to byłby cień szansy, że za tydzień wyjdzie ze szpitala.
A warunkiem wyjścia ze szpitala było osiągnięcie przez Wojtusia poziomu 6mg/l fenyloalaniny. Więc jeszcze bardziej zintensyfikowaliśmy nasze modlitwy prosząc o te 6 mg/l fenyloalaniny. Po weekendzie we wtorek miał być wynik z krwi jaki jest wskaźnik.
Nadszedł wtorek i .... wskaźnik wynosił 1,8! 🙂
Wojtuś z mamą wyszli do domu.
Sytuacja na dzień dzisiejszy jest taka, że wskaźnik nie podnosi się powyżej 1, jest na poziomie ok. 0,8 - 0,6mg/l.
Nadal się za niego modlimy, by stał się kolejny cud i żeby mógł jeść kiełbaski 😉
Chwała Panu! On jest większy niż nasze prośby, jest o wiele hojniejszy!
Np. my prosiliśmy o wskaźnik 6 a On nam dał 1,8

11

przedzieram się nieśmiało przez  pajęczyny, kurz i sprawdzam czy to miejsce jeszcze funkcjonuje. My funkcjonujemy znakomicie i u nas jak zwykle coś się dzieje, a niby spokój  przedurlopowy miał być 😉
Najpierw prawie dwa tygodnie byłam chora, Ony mi chyba pozazdrościł i drugi tydzień chorował ze mną, było więc małżeńskie chorowanie. Zakończyłam efektownie w zeszłą środę i miałam jakby przebudzenie ze snu, chce mi się wszystko robić, na wszystko mam siły i chęci, jestem tym zdumiona i zachwycona, energii mam za trzech i bardzo dobrze mi z tym 🙂 Muszę tez w  tym miejscu powiedzieć świadectwo o sile modlitwy różańcowej, bo po niej zostałam uzdrowiona i po niej mam tą siłę. Kładłam się spać chora, w tym czasie modliła się za mnie koleżanka na różańcu, rano obudziłam się bez żadnych oznak choroby i właśnie z tą nową siłą do życia, z poczuciem jakbym się obudziła po wielomiesięcznym śnie 🙂
Od soboty w szpitalu jest Tobiasz i Wiktoria (to najmłodsza część rodziny) załapali rotawirusa, paskudny jest jakiś nie chce odstąpić, a jeszcze mama Wiktorii jest w ostatnim miesiącu ciąży i nie bardzo może być z Wiktorią w szpitalu...więc się jakoś dzielimy...
Od jutra zaczynam urlop!!!!!!! idę na 8 do pracy jeszcze na pół godzinki, a potem od razu kierunek rodzice, bo Dzień Mamy jest, tam zabawimy troszeczkę, posprzątamy autko przed wyjazdem i wracamy do domu, po drodze zajeżdżając do Mamy Onego i szpitala, wieczorem odnowa i pewnie na nic więcej siły nie będzie 🙂 to się nazywa pracowity dzień urlopu  😀
w piątek zajmujemy się tylko sobą i wyjazdem, a wieczorem ok. 20 wyjazd w kierunku Bagni di Lucca 🙂