nie mam pojęcia co porobilo, ale nie mam całkiem czasu na internet .... sprawdzam szybciutko pocztę, gdzieś tam zerkne i to w dodatku w pracy!... a potem mi szkoda czasu... chyba zrezygnuję z neta w domku, bo po co jak nikt prawie nie korzysta.. choć mam wrażenie, że ta rezygnacja jak cofanie się trochę
...
.
byłam w lesie na grzybkach z Onym.. fajnie było..dziś tez idziemy... niesamowicie uwielbiam las, jego cichość, spokój, a jednocześnie w nim tyle zycia...
On bedzie u mnie jeszcze tylko 4 dni albo aż 4 dni
... tak sobie czasem wieczorem myślę, że dopiero teraz będę tęsknić, jak pojedzie.... jak będzie mi bardzo pusto bez Niego
..chyba oswoiłam się bardzo z Nim, Jego chyba też oswoiłam, wiec oswoiliśmy sie nawzajem...
cieszy mnie Jego obecność bardzoooo.... hmmm.... obecnośc badzo dużo daje, po prostu bycie... nigdy nie zdawałam sobie sprawy, jak dużo...
zaufanie... nigdy nie myślalam, że można komus tak bardzo ufać i mieć tą pewność, że to zaufanie będzie.... zaufanie buduje otwartość, szczerość w relacjach, jest chyba fundamentem....
.
On nie może zrozumieć, że ktos czyli ja może zaakceptować Jego chorobę... to czasem wiele utrudnia...... a mi brakuje chwilami cierpliwości, bo ja jestem niecierliwa, chciałabym.... On twierdzi, że jestem nienormalna, bo akceptuję Jego chorbę.. a może własnie tak musi być, może potrzeba mojej nienormalności dla Jego normalności.... sama nie wiem... bo ja niczego nie jestem pewna, oprócz tego, że jestem zakochana na amen...
a może to dlatego, że On nie akceptuje swojej choroby i nie może zrozumieć, że ktoś to akceptuje....
.

