Dlaczego edukacja domowa w naszej rodzinie? Ta odpowiedź jest chyba najbardziej mi potrzebna, by uporządkować swoje myśli i móc innych odsyłać do niej 😉 Tak naprawdę workbook napisany i wydany przez Kornelię Orwat "Jak być mamą w edukacji domowej i nie (dać się) zwariować?" był inspiracją. Zmusił mnie do zastanowienia się i pewnego podsumowania swoich myśli i refleksji. Wdzięczna jestem bardzo za to Kornelii! Ten wpis jest częściowym podsumowaniem moich odpowiedzi na workbooka 🙂
Edukacją domową zafascynowałam się już dawno, bardzo dawno, bo nawet wcześniej niż miałam własne dzieci 😉 Jako że musiałam na własne poczekać to tylko po cichu podczytywałam blogi mam prowadzących ed. Najbardziej od zawsze podobało mi się u HSlinum i o takiej edukacji w rodzinie marzyłam u siebie 🙂
Dla przejrzystości i uczciwości napiszę, że mój mąż nie w pełni popiera naszą domową edukację. Ma jednak zaufanie do mnie i dzięki temu wyraził na nią zgodę. Albowiem, żeby dzieci mogły zostać objęte obowiązkiem szkolnym poza szkołą zgodę muszą wyrazić oboje rodzice. mamy troje dzieci, które nigdy nie chodziły do placówek.
Edukację domową traktuję całościowo i dlatego bardziej odpowiada mi określenie wychowanie w rodzinie. Wychowanie bowiem obejmuje całego człowieka: umysł, ciało i ducha. W moim pojęciu ten harmonijny rozwój jest niezbędnie konieczny by wychować człowieka dojrzałego i szczęśliwego. A w domu, rodzinie jest do tego miejsce idealne.
Edukację w domu traktuję jako:
- dobry czas na budowanie relacji w rodzinie, pomiędzy rodzeństwem,
- możliwość wychowywania dzieci w wierze, przekazywanie wartości,
- jako wspaniałą przygodę, także dla nas rodziców, wspólnego poznawania świata,
- brak konieczności oceniania i porównywania z innymi (moje dzieci nie znają ocen i mamy jedną z podstawowych zasad, że porównywać możemy się tylko sami ze sobą tzn. każdy może uczyć dostrzegać w czym stał się lepszy, czego się nauczył albo gdzie nie domaga),
- możliwość zdobycia rzetelnej wiedzy, uczenia się całościowego, blokowego oraz dostosowania do indywidualnych predyspozycji dzieci,
- szansę odkrywania własnych talentów, zainteresowań,
- możliwość dogłębnego poznania dzieci, ich charakteru, upodobań.
Moje negatywy ed
Osobiście dla mnie negatywnymi skutkami ed jest:
- uświadomienie sobie swoich największych wad i braków 😉
- niezrozumienie zwłaszcza wśród części najbliższej rodziny (choć zdumiałam się kilka razy, bo tam gdzie spodziewałam się ataku otrzymałam pozytywny odbiór i zrozumienie),
- niższy standard życia, bo finanse przez brak mojej pracy zawodowej są zdecydowanie niższe,
- ograniczony czas na ciszę i samotność 😉
- odpowiedzialność,
- badanie w poradni pedagogiczno - psychologicznej,
- ocenianie moich dzieci przez innych.
Niemniej jestem z tych co widzą prawie zawsze szklankę do połowy pełną niż pustą, więc negatywy niezbyt mocno mi dokuczają. Przy odpowiedniej interpretacji można nawet uznać je za pozytywy 🙂
Wątpliwości
Czy mam wątpliwości?
Co do decyzji o nauczaniu domowym - nie.
Wątpliwości najczęściej dotyczą drobnostek np. że za mało robimy, że za mało systematycznie, że za mało wychodzimy... Rozmywają się one jednak gdy porozmawiam z innymi mamami w ed, gdy stanę do modlitwy, gdy odpocznę, gdy pobędę sama ze sobą.
Pozytywy ed
- za codzienność!
- relacje pomiędzy rodzeństwem i w rodzinie, budowanie więzi,
- wolność, spokój,
- czas na wspólną, modlitwę, czytanie Pisma św.,
- pewien stały rytm tygodnia, roku,
- możliwość życia zgodnie z rokiem liturgicznym i porami roku,
- łączenie wiedzy z różnych dziedzin, pokazywanie świata jako całości,
- samodzielność w nauce,
- możliwość obserwacji dzieci, ich rozwoju,
- wzajemne wspieranie pomiędzy rodzeństwem, brak rywalizacji,
- brak ocen, porównań,
- czas na szkołę muzyczną i inne dodatkowe zajęcia, harcerstwo,
- mój stały rozwój osobisty, praca nad sobą,
- dostosowanie tempa do naszych potrzeb i możliwości,
- za budowanie poczucia wartości,
- za czas na rozmowy, wyjaśnianie świata i wątpliwości,
- dużo przeczytanych wspólnie, głośno książek,
- różne domowe, rodzinne rytuały,
- więcej wolnego czasu,
- kreatywność w wymyślaniu zabaw, zadań, nauka wzajemnej współpracy,
- nauka obowiązków, różnych zadań domowych,
- możliwość chronienia ich wrażliwości, delikatności, niewinności.
'Negatywne' zarzuty
Chciałabym się odnieść choć w kilku zdaniach do różnych negatywnych opinii, które słyszałam lub pytań o negatywnym zabarwieniu.
Nauczanie domowe nie jest u mnie w opozycji do szkoły. Uważam, że to dwa różne światy, rodzina obejmuje temat całościowo, a szkoła tylko wg sztywno narzuconych programów. Uważam, że moje dzieci spokojnie poradziłyby sobie w szkole, nie jest więc to ucieczka przed nią.
Nie obawiam się też braku socjalizacji, bo homeschooling to nie jest przecież zamknięcie dzieci w domu. Myślę, że nawet mamy więcej możliwości do rożnych kontaktów z innymi, bo mamy trochę inaczej ułożony czas.
Bardzo mądry i rzeczowy wpis.
Dzięki Aeljot!
Bardzo dobrze masz to wszystko przemyślane i poukładane!
Szczególnie podoba mi się fragment o wątpliwościach, że "rozmywają się one jednak gdy porozmawiam z innymi mamami w ed, gdy stanę do modlitwy, gdy odpocznę, gdy pobędę sama ze sobą."
No i dziękuję, że wspomniałaś o moim workbooku! Ściskam mocno!
Kornelia
Kornelia Twój workbook powinien być obowiązkowy 😉
Myślę, że wątpliwości zawsze będą, tylko trzeba znaleźć na nie sposób... Zawsze można dzieci wysłać w kosmos jak za mocno dadzą czadu 😀
Jak wiesz, kiedyś rozważałam edukację domową dla naszych dzieci. A dzięki podrzuconym przez Ciebie niedawno linkom i wskazówkom, widzę, że pewnie dalibyśmy radę, bo to jest rzeczywiście świetna przygoda i wcale nie wyklucza udziału dzieci w życiu społecznym (bo to była moja główna obawa - odcięcie od środowiska rówieśników). Teraz wprawdzie jak wszyscy rodzice jestem zmuszona do edukacji domowej, choć na nieco innych zasadach, mniej swobody, dwa razy dziennie po trzydzieści minut nauka online, reszta to praca z dzieckiem z zadaniami narzuconymi przez nauczyciela. Do tego sami sobie narzucamy dodatkowe zadania, spacery, edukacyjne czytanki, prace plastyczne. I jakoś dajemy radę, nie jest najgorzej. Myślę, że spokojnie dalibyśmy radę pociągnąć edukację domową dłużej. Ale! Widzę tez coraz wyraźniej, że to nie do końca jest droga, którą chciałabym podążać. Może do drugiej klasy szkoły podstawowej - tak, ale ja jednak bardzo potrzebuję tego oddechu dla siebie, tej samotności, o której wspominasz. Na razie czuję się jak wielki, chodzący kalendarz, pełen dat i godzin, numerów zadań, kontroli programów między Librusem a Teamsem plus grupa rodziców na Messengerze. Do tego normalne obowiązki domowe: sprzątanie, gotowanie. Między tym wszystkim panowanie nad emocjami dzieci, nad ich kłótniami. Przed chwilą Jerzyk skończył zdalny angielski, teraz mam chwilę, by nadać przez internet paczkę do paczkomatu, zaraz będziemy piec wspólnie ciasteczka dyniowe, potem trzeba zabrać się już za szykowanie obiadu - pizza, a właśnie wyprało się pranie w pralce, które trzeba rozwiesić, do tego Jerzyk ma kilka zadań w ćwiczeniach, a Reginka dwie strony w swoich i zrobienie tekturowego jamniczka. A przecież jeszcze nie ma południa. Nie przesadzę, jeśli powiem, że co najmniej raz dziennie wracam myślami do Twojego bloga i Waszego stylu życia, to jest edukacji domowej świadomej i na co dzień. Imponujecie mi bardzo! Nie wiem, czy ja bym dała radę dłużej niż tak do ósmego, dziewiątego roku życia. A jeszcze dzieci, choć mają siebie nawzajem, co jakiś czas pytają, kiedy będą mogli wrócić do swojej klasy, do swoich kolegów i koleżanek. Uff, ale się rozpisałam. Ale tak się złożyło, że temat jest mi jeszcze bliższy niż kiedykolwiek 😉
Uściski dla Was!
Kaszubko Kochana! Odpuść koniecznie, bo się wykończysz!
Edukacja zdalna, która się teraz odbywa w domach niewiele ma wspólnego z edukacją domową. Uwierz mi!
To siedzenie małych dzieci przed komputerem to jakaś pomyłka. Odpuść Regince jeśli ona lub Ty nie macie siły, przecież ona dopiero przedszkolak.
Jak czytam Cię ile Ty z nimi robisz to imponujesz mi bardzo, bo ja z moimi tyle nie robię. Moje robią wiele same lub smae się bawią.
Ty masz małe dzieci jeszcze i czemu nie dasz im swobodnej zabawy? Ty będziesz mieć więcej czasu i one nauczą się więcej samodzielności.
Myślę, że im starsze dziecko tym łatwiej, bo powoli uczysz go samodzielności i ono przejmuje coraz więcej zadań. Organizacyjnie jest łatwiej.
Moja Marcelina też tęskni do swoich koleżanek i kolegów, chciałaby na normalne zajęcia i się z nimi widywać. Mojej M. też już nie wystarcza rodzeństwo, tęskni za koleżankami.
Uściski!
Ale właśnie ja mam wrażenie, że oni nieustannie się bawią! Bawią się, gdy ja robię pranie, gdy ja robię obiad (chyba że akurat chcą pomagać, a lubimy razem gotować), gdy ja piszę artykuły. Tyle że w międzyczasie też nieustannie coś robimy - do południa Jerzyk ma lekcje internetowe (dwa, czasem trzy razy po pół godziny), w tym czasie, by dziewczynki nie hałasowały, robię im "lekcje" przy stole, czyli albo coś sobie wycinamy, kolorujemy, korzystając z materiałów przedszkolnych albo z naszych domowych książeczek. Pomiędzy lekcjami internetowymi - dzieci się bawią. Po lekcjach - znów się bawią. Popołudniu po obiedzie natomiast nadrabiamy zadania w książkach, które wysyłają nauczycielki Jerzyka i Reginki, jakieś filmiki edukacyjne, które one proponują, lub własne, jeśli ja znam ciekawsze. Przedszkole i pierwsze klasy idą podobnym rytmem, to znaczy, że w ubiegłym tygodniu oboje mieli tydzień poświęcony zdrowej żywności, robiliśmy na przykład robili piramidę żywienia lub mieli przygotować zdrowe śniadanko, w tym tygodniu mają o dbaniu o środowisko. Tak naprawdę nie ma tego AŻ tak dużo, wychodzi znacznie mniej czasu, niż to, co zazwyczaj spędzaliby w szkole. Tylko że to się rozciąga w czasie na cały dzień, bo pomiędzy zadaniami są znacznie dłuższe przerwy niż w szkole - tam przerwy trwają po dziesięć minut, u nas nieraz po dwie godziny. I dlatego mam wrażenie, że cały dzień podporządkowany jest szkole :/
Aaaaaaa! To ja Cię inaczej zrozumiałam 🙂 u nas podobnie, tylko odpada nam czas przed komputerem.
I dlatego w negatywach mam brak czasu dla mnie, ale walczę o to i się nie poddaje 🙂
Ja właśnie tego czasu dla siebie nie potrafię znaleźć w tym szaleństwie. Zawsze miałam problem z walką o czas dla siebie, teraz jest jeszcze gorzej, bo muszę to wszystko: dom-nauczanie online-odrabianie lekcji-sprawy rodzinne-zawodowe skoordynować. I ta odpowiedzialność, że tak dużo zależy ode mnie, że muszę to ogarnąć. Z drugiej strony, doceniam ten wspólny czas, to też fajne 🙂
Czas dla siebie to trudny temat zwłaszcza gdy człowiek się zapętli. Wiem coś o tym. Jednak naprawdę warto o ten czas zawalczyć, bo bez niego daleko się nie zajdzie. Czasem część spraw trzeba koniecznie odpuścić i ułożyć na nowo priorytety.
Bardzo dobry wpis. Czekam na kolejne.
Pozdrawiam serdecznie
Dzięki Beatko!
Ja podziwiam za ed,ale patrząc na moich chłopców nie chciałabym, żeby uczyli się w domu. Widzę, że lubią i potrzebują mieć kontakt z kolegami. Ja im tego nie zastąpię. Muszą też uczyć się życia w grupie i zdobyć w niej pozycje. Rodzina to co innego niż świat zewnętrzny. Kiedyś i tak musieliby pójść do szkoły zmierzyć się z rzeczywistoscia.
Pomimo, że nie lubię placówek oświatowych i mam dużo ale...Na Ed jednak nie zdecydowałabym się.
W dobie pandemii nauczanie w domu jest trudne dla mojego starszego. Zdecydowanie chce choć na chwilę do kolegów.
Promyczku i dlatego fajnie że jest wybór szkoła lub nauczanie domowe.
Moje dzieci też potrzebują kolegów i koleżanek. Nie wiem skąd u Ciebie myśl, że chciałabym im ich zastąpić - zupełnie nie mam tego zamiaru. Moje dzieci nie żyją pod kloszem, nie zamykam ich w domu. Mają swoje grupy koleżanek i kolegów, zajęcia i jak najbardziej żyją w rzeczywistości. Marcelina tęskni za swoimi koleżankami, nie może się doczekać kiedy się z nimi zobaczy.
Zdalne nauczanie, które teraz jest, niewiele ma wspólnego z edukacja domową. Uwierz mi. Inny tryb.
Zdecydowanie nie dla nas 🙂 Ale fajnie, że Wam odpowiada.
Tak, fajnie, że jest możliwość wyboru i każdy może wybrać swoją drogę 🙂
Cieszę się, że odnaleźliście własną drogę. Przyznaję, że dużo myślę o ED. Przekonuje mnie wiele z takiego spoosbu nauczania. Przede wszystkim całościowe podejście do dziecka. Jak patrzę na to, co dzieci robią w przedszkolu, to się załamuję. Na szczęście Tygrys lubi szlaczki, literki, działania, ale przedszkole zabija w dzieciakach kreatywność. Wczoraj czekają na Tygrysa miałam okazję popatrzeć na prace, które dzieci wynosiły. Jesienne drzewo. Gotowy wycięty obrazek, naklejki z listkami. I jakiś tam kawałek bibuły - jedyna własna inwencja. Każda praca taka sama. Zapisaliśmy Tygrysa do szkoły. Nie jestem przekonana. Ale póki co nie widzę innej możlwiości, choć może wystarczyłaby zmiana priorytetów.
Rzeczywiście, niestety dużo przedszkoli czy szkół to przechowalnie dzieci...
My zdecydowaliśmy się na wersję alternatywną... Nie wiem jak to jest w Waszej okolicy, mamo Tygrysa, ale np. Montessori czy Sternik to dobre rozwiązania, które wspierają kreatywność. To nie przypadek, że nasze dzieciaki uwielbiają swoje przedszkole i szkołę 🙂 i że tworzą tam takie prace, że mi nieraz opada szczęka.
A ja dzięki temu mam (w normalnych, niecovidowych warunkach) trochę czasu dla siebie. Już tak mam, że potrzebuję tych paru godzin dziennie z dala od dzieci, w pustym domu 🙂 I wolę się z nimi bawić, niż uczyć ;D
Ja nie mama Tygrysa, ale się wypowiem z mojej perspektywy 🙂
Sternika nie ma 🙂
W naszej okolicy za Montessori trzeba dużo zapłacić, o ile w ogóle dzieci się dostaną.
Jest jedna szkoła katolicka (podstawowa i średnia), ale rozmawiając z absolwentami i uczniami oraz ich rodzicami, nie przekonuje mnie, bo niewiele w niej tego czego bym oczekiwała + oczywiście jest płatna.
Z małymi dziećmi to bardziej nauka przez zabawę + duuużo przeczytanych książek ;))
No i u nas jednak wybór był, bo edukacja domowa bardzo nam odpowiada. Nie mam problemu by moje dzieci szły do naszej lokalnej szkoły i byc może będą musiały gdy wrócę do pracy.
Rivulet, niestety w naszej okolicy nie ma takich szkół, o których piszesz. Wszystkie to molochy, w których mam wrażenie nic się nie zmieniło od moich czasów (a sporo minęło). No może trochę kadry i to wcale nie na lepszą. Także pozostaje nam wierzyć, że Tygrys trafi do Pani, którą wybraliśmy. Marzyłaby mi się mała kameralna szkoła. Właśnie przypomniałam sobie, że jest taka, ale prawosławna, więc odpada. Choć dużo lepszy poziom trzyma akurat przedszkole przy tej szkole, ale ze względu na kadrę.
Tak, to podejście całościowe i życiowe jest chyba najlepsze. Po prostu wychowujesz człowieka.
Widzę prace dzieci z przedszkola i jestem zaskoczona, że tak mało pracują palcami. Jest najczęściej odwzorowanie (zamiast namalowania), pokolorowanie, naklejanie (zamiast rysowanie) itd. I nie rozumiem idei książeczek - ćwiczeń dla dzieci 3-5 letnich.
W szkołach też ćwiczenia też nie pobudzają do rozwoju tylko bardziej na wyrobieniu pewnych utartych schematów.
Ja być może wrócę w przyszłym roku do pracy, więc wtedy by skończyła się nasza przygoda z ed. Jak pomyślę to mnie ściska..
Pozostanie chyba tylko pobudzanie kreatywności i myślenia popołudniami i wakacjami.
Nie wiem czy wiesz, ale w ed są też jedynacy 🙂
Podręczniki to jakaś porażka. W pięciolatkach Tygrys miał tak skomlikowane zadania, że w niektórych sama się gubiłam, albo zwyczajnie nie rozumiałam o co chodzi. W tym z kolei wybór pań padł na inny, jak dla mnie zbyt infantylny. Ale mam świadomość, że dzieci są różne.
Choć nie mam doświadczenia w ed (nie licząc tegorocznej wiosny 🙂 mam poczucie, że to co piszesz, że ed domowa to cos zupełnie innego od tego, co się dzieje teraz i daleko zdalnemu nauczaniu do ed. Pamiętam ile wiosną nauczył się Tygrys. Tak mimochodem. W zabawie. Np. szlifował liczenie przy podliczaniu punktów na koniec planszówki czy przy odważaniu produktów. Nie mówiąc już ile czerpie z książek. Jedyne czego Mu nie możemy zapewnić to zabawy. Nie to, że się nie bawimy, ale to jednak inna zabawa niż z bratem czy rówieśnikiem.
Szkoda, że musisz wrócić do pracy. Ale myślę, że i tak poradzicie sobie w nowej sytuacji, bo wiecie co jest naprawdę ważne.
No właśnie. My nie korzystamy w podręczników. Owszem przejrzałam je, wypisałam chyba ok. 5 tematów do realizacji. M. robi wg fantazji różne zadania w ćwiczeniach, ale nie na tym opieramy naukę. My opieramy ją głównie na książkach, grach, zabawach, wyrabianiu odpowiednich nawyków no i spacerach okolicznych - one też zaskakująco dużo dają 🙂
Jeszcze walczę aby nie wracać do pracy, więc może się uda...